Jako dziecko namalowałem obrazek. Przedstawiał on postać z bajki. Moja mama była zachwycona. Chwaliła, że takie ładne, że proporcje zachowane… mimo iż próbowałem protestować. Bo była to postać, którą narysowałem patrząc się na oryginał z książki dla dzieci.
To jednak nie przeszkadzało mojej mamie. Nadal twierdziła, że to umiejętność. Wielokrotnie powtarzałem później taki sposób rysowania. Wzorując się na jakimś innym, bardziej doskonałym wzorcu, niż ja sam mógłbym wymyślić. Moje własne rysunki, bez wzorca, nigdy nie zachwyciły ani mnie ani innych osób.
Wolisz słuchać niż czytać?
Będąc studentem również rysowałem. Były zajęcia, na których nie trzeba było notować a wykładowca nie sprawiał by w mojej głowie pojawiły się choć strzępki myślenia – wtedy rysowałem. Brakowało książek dla dzieci, więc postacie do rysowania brałem z życia. Oczywiście najbardziej widoczny był wykładowca.
Więc to on stawał się bohaterem moich karykatur. Realizm kompletnie mi nie wychodził. Natomiast wyłapywałem charakterystyczne cechy wyglądu. Do tego dodawałem jeszcze jakieś powiedzonko mojego bohatera i wypisz wymaluj, każdy wiedział o kogo chodzi. Moje notatki krążyły wtedy pomiędzy studentami na danym wykładzie. Umilały im nudne momentami monologi profesorskiej.
Znów miałem wzór, z którego mogłem skorzystać, by tym razem w pewnej modyfikacji oddać jakąś rzeczywistość.
Kilka lat później byłem już osobą zaangażowaną w funkcjonowanie sieci sklepów z branży zoologicznej. Włączony w firmę, której powstanie miałem okazję przyglądać się od momentu pojawienia pomysłu w głowie mojego przyjaciela, po realne działania. Przyglądałem się biznesplanowi, metodom zbierania funduszy, wynajęciu lokalu… itd. Firma, która odcisnęła piętno na całym moim życiu. Tu uczyłem się o co chodzi w biznesie, pracownikach, rekrutacji, zamówieniach, sprzedaży, zarządzaniu. Uczył mnie świetny nauczyciel. Mój przyjaciel miał dużo intuicji i cenną wiedzę, którą wyniósł z poprzednich swoich biznesów.
W ten sposób z jednego sklepu powstały następne. Każdy kolejny coraz lepszy, coraz doskonalszy, coraz bardziej zaawansowany, coraz szybciej i prężniej powstający. Oczywiście wszystko to nie pozbawione było licznych błędów. Jednak mimo nich, maszyna biznesowa parła do przodu. Czasami zmuszona przystanąć, innym razem zmienić sposoby działania – wszystko by utrzymać się na rynku i prześcignąć skutecznie konkurencje.
Mając możliwość być w samym środku biznesu widziałem wiele aspektów jego działania. Widziałem trudności jakie rodziło zarządzanie wieloma obszarami naraz. Także miałem możliwość decydowania i sprawdzania, co tak naprawdę jest ważne w prowadzeniu tego biznesu a co jest tylko gadżetem.
W tym wszystkim brałem udział jako człowiek, który wszystkiego musiał się uczyć od początku. Ani nie byłem fascynatem zwierząt, ani nie znałem się na prowadzeniu biznesu. Nie mówiąc już o znajomości branży. To powodowało liczne spięcia pomiędzy mną a moim przyjacielem. Ciągle coś mi się nie udawało, coś źle rozumiałem, źle robiłem, podejmowałem niewłaściwe decyzje.
Dostawałem zrypy od mojego przyjaciela. No i słusznie było za co. On miał pewną przenikliwość tematu a ja w najlepszym wypadku mogłem mieć przeczucie że gdzieś tam dzwon dzwoni – ale nie wiadomo w jakiej parafii.
Im więcej mijało czasu, tym bardziej upewniałem się, że biznesmen ze mnie żaden. Tylu spraw nie rozumiałem. A jak już zrozumiałem jedną, to odkrywałem, że za nią kryje się 5 następnych, których nie rozumiem. Za każdą nową lekcją kryły się nowe zrypki. Na szczęście, wiele z nich było konstruktywnych. Co nie zmieniało faktu, że źle się czułem z tymi moimi niewydolnościami biznesowymi.
Kilka razy z moim przyjacielem miałem możliwość uczestniczenia w pomocy innym sklepom. W ich usprawnieniu i lepszym funkcjonowaniu. Już wtedy wydawało mi się zaskakujące, że inni nie znają pewnych elementów, które są ważne, a dla mnie były one naturalne (po latach zrozumiałem, że też tak mam – ale przyglądając się biznesom innych łatwiej jest obiektywnie coś zobaczyć).
W pewnym momencie życia, zapragnąłem sam pomagać innym w zakładaniu i prowadzeniu ich sklepów zoologicznych. Sporo rzeczy wiedziałem, np. to że jest pewna prosta nieskomplikowana wiedza, którą mogę przekazać – know-how. Niby proste rzeczy, a jednak dla tych, którzy zaczynają, to BARDZO CENNA i NIEZNANA wiedza. Zawsze też czułem się pewny w rekrutacji, szkoleniach i w pracy z ludźmi. Więc uznałem, że tym, którzy prowadzą własne sklepy, mogę pomóc w wyborze właściwych pracowników. Ale pomoc w zarządzaniu i zauważaniu istotnych elementów ich biznesu – tu nie czułem się zbyt mocny i to mimo swojego wieloletniego doświadczenia… a najbardziej przeszkadzała mi w tym świadomość, że nie jestem doskonały – bo przecież ciągle dostawałem zrypy.
Nawet jak nie dostawałem, to sam sobie w myślach robiłem. Po prostu wiedziałem, że nie jestem dobry w dostrzeganiu szczegółów w sklepie i w biznesie…
…ale do czasu.
Któregoś razu miałem zlecenie, gdzie osoba zatrudniła mnie właśnie w kontekście doradztwa dla już istniejącego sklepu. Z duszą na ramieniu przybyłem na miejsce. Nie wiedziałem czego się spodziewać. Najbardziej się obawiałem czy sam jestem w stanie na tyle skutecznie pomóc, by faktycznie to była pomoc a nie lanie wody. Czy dam radę połapać tyle spraw naraz? Przecież pracując w firmie sam sobie z tym nie radziłem. No i stał się CUD.
Rozmawialiśmy. Właściciel sklepu i ja. Najpierw o jednej rzeczy, później następnej. I tak sporo spraw wyszło w czasie rozmowy. Kiedy, jak zwykle po takim spotkaniu, spisywałem wnioski, to odkryłem, że poradziłem sobie. Byłem w stanie zobaczyć firmę tego człowieka i obiektywnie zauważyć, gdzie leżało sedno problemu. Które elementy były istotne, a które nie, co zmienić, a czego nie zmieniać. Ale przecież to zawsze za to dostawałem zrypy, że nie umiałem sobie poradzić z takimi sprawami!
Zaskoczony odkryłem, że nie tylko sobie poradziłem. Bardzo dobrze sobie poradziłem. Tak też było następnymi zleceniami. Więc o co chodzi? Czy to jakiś syndrom kiepskiego zawodnika, który zostaje świetnym trenerem?
Aż odkryłem! To przecież mój rysunek z dzieciństwa. Patrzałem na wzór i rysowałem wg. niego. Nie był to ideał, ale i tak inni go docenili. Wszystkie karykatury ze studiów też opierały się na podobnym schemacie. Wzór – kopia.
W biznesie dodatkowo doszedł jeszcze inny element, który nie pojawił się wcześniej. Element zrypy od szefa. Okazuje się, że bardzo istotny element całej układanki. Bardzo wymagający lider i ja, osoba z zupełnie inną osobowością, której naturalne predyspozycje nie pozwalały na idealne odwzorowywanie schematu. Ale… to nie przeszkodziło nauczyć się wielu cennych i przydatnych rzeczy związanych z funkcjonowaniem sklepu zoologicznego.
Tylko dlatego, że nie miałem gdzie skonfrontować WZORU jakiego się nauczyłem – to byłem pewien, że kiepski ze mnie gracz.
Okazało się natomiast, że to inni nie dorównują temu WZOROWI. Patrząc się na WZÓR w mojej głowie (jak na obrazek z książeczki z dzieciństwa), korygowałem model, który widziadłem u kogoś innego – by pasował do WZORU.
Tylko tyle! I aż tyle.
Oczywiście trzeba też dopasować wszystko do indywidualnych uwarunkowań, ale nie zmienia to faktu, że ten WZÓR działa dobrze.
Na zakończenie.
Słyszałem kiedyś historię sportowca, który ćwiczył do zawodów w pchnięciu kulą. Ciężko trenował by wystąpić na igrzyskach. W pocie czoła, codziennie. Nie był zadowolony ze swoich osiągnięć, bo ciągle pchał za blisko. Znał światowe rekordy i miał problemy z uzyskaniem zbliżonych wyników. Jednak nie poddawał się i ćwiczył aż zaczął osiągać całkiem dobre rezultaty – choć nadal brakowało mu do najlepszych. Pojechał na igrzyska i …wygrał. Zajął I miejsce i to bez problemów. Co było czynnikiem jego sukcesu? Nie tylko ciężki trening, ale tez nieświadomość tego, że na igrzyskach pchano o wiele lżejszą kulą niż on trenował. To dlatego nie mógł sobie poradzić z uzyskaniem dużych odległości wcześniej. Gdy wystartował na igrzyskach – nie miał sobie równych.
Ta ciężka kula to w moim przypadku była praca z perfekcjonistą, który stawiał cele nie do przeskoczenia dla mnie.
Nigdy nie wiesz czy rzeczy, na które klniesz teraz, nie zamienią się w zwycięstwo w przyszłości.
Jakie zrypy ciebie demotywują i nie dają ci żyć?
Może za którąś z nich kryje się Twoja LEPSZA PRZYSZŁOŚĆ.
Uważaj na co narzekasz.
Krzysztof Burzyński
dostępny doradca
Mam pytanko do autora – Jak myślisz co będzie dalej?
Hmm…kolejny spam w komentarzu 😉
„Nigdy nie wiesz czy rzeczy, na które klniesz teraz, nie zamienią się w zwycięstwo w przyszłości.” Święte słowa 🙂